Christianitas Christianitas
323
BLOG

Tomasz Rowiński: Bez tarczy

Christianitas Christianitas Polityka Obserwuj notkę 10

Wiadomość o tym, że Amerykanie reprezentowani przez prezydenta Baraca Obamę, ostatecznie wycofali i się z projektu umieszczenia elementów tarczy przeciwrakietowej w Polsce i Czechach nie jest dobrą wiadomością.

Oczywiście mogliśmy się do tej pory spierać na ile jej powstanie jest sensowne i na ile faktycznie umacnia naszą suwerenność, a na ile ją osłabia - to funkcja debaty publicznej, różnych perspektyw geopolitycznych. Zwolennicy widzieli w tarczy trwały element infrastrukturalny i ludzki, który czyniłby z Polski w pewnym sensie obszar "bezpieczeństwa narodowego" Przeciwnicy mogli mówić o wciąganiu Polski w orbitę geopolitycznych interesów Stanów Zjednoczonych, które zbyt często podobne są do chorągiewki targanej przez wiatr, a także o czynieniu z naszego kraju zakładnika w ewentualnym konflikcie światowym. Oczywiście można sobie wyobrazić sytuację kiedy elementy tarczy stałyby się celem prewencyjnego, czy odstraszającego ataku potencjalnego wroga Stanów Zjednoczonych.



Jednak w sytuacji w jakiej się znaleźliśmy dziś, zarówno przeciwnicy jak i zwolennicy tarczy w Polsce powinni poczuć się niekomfortowo. Przyczyny są oczywiste - jesteśmy świadkami niewątpliwego sukcesu polityki rosyjskiej, która sprawę tarczy traktowała od początku prestiżowo, a teraz piórami reżimowych dziennikarzy konsumuje ów sukces jako powrót Rosji do wielkiej polityki. Czy tak jest faktycznie można wątpić jednak nie można zaprzeczyć, że Moskwa zyskała psychologiczną przewagę, która zachęci Putina do bardziej odważnego potrząsania kałasznikowem, a także być może oddania od czasu do czasu kilku strzałów. Miejmy nadzieję że nie w stronę Polski - tego jednak nikt nam nie zagwarantuje. Przyglądając się aberracjom moskiewskiej propagandy nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Rosji niewiele brakuje do "państw upadłych" działających całkowicie poza logiką wydarzeń zgodnych z jakimkolwiek "porządkiem politycznym". Dla nas sytuacja jest bolesna, w skali międzynarodowej "realipolitik" zostaliśmy przywołani do szeregu. Decyzja Amerykanów ma charakter izolacjonistyczny co nie wróży niczego dobrego, a ogłoszenie jej 17 września jest miejmy nadzieję jedynie dyplomatycznym faux pas. Choć mówi się, że w dyplomacji nie ma przypadków.



Niektórych komentatorów w Polsce nie opuszcza jednak dobre samopoczucie. Maciej Gdula w komentarzu pod wszystko mówiącym tytułem Radosna nowina, wychwala posunięcie amerykańskiej administracji, która wreszcie dostrzegła moralną degrengoladę poprzedniej ekipy a także całego Zachodu i wycofuje się na własne przedpola. Gdula patrzy z szerokiej perspektywy - działania Amerykanów w ostatniej dekadzie doprowadziły do destabilizacji istniejących struktur lokalnych, a także stały się pożywką dla międzynarodowego terroryzmu inspirowanego ideologią islamską. Cieszy, że mamy komentatorów o tak otwartych umysłach i horyzontach, ale sprawiają oni wrażenie jakgdyby przebywali na jakiś na jakiś stałych, nie tylko intelektualnych, wakacjach. Czytając bowiem te wynurzenia w Polsce zbyt łatwo w pamięci staje fakt, że stawała się ona łatwo w naszej historii "przywiślańskim krajem".



Zastanawiam się też gdzie jest spójność intelektualna środowiska Krytyki Politycznej w jej patrzeniu na politykę. W sprawach lokalnych nawołuje to środowisko by przypomnieć prawdziwą politykę jako sferę realnych starć, a kompromis liberalny demaskuje jako formę złudzenia lub narzędzie dominacji i utrzymywania pewnych dyskursów poza sferą politycznego oddziaływania.


Co jednak dzieje się gdy patrzą oni na sprawy międzynarodowe? Zamiast realizmu, który widzi podmiotowy charakter narodów, rządów, dysponentów kapitału mających swoje interesy, wolę przetrwania, zachowania wpływu - kieruje się resentymentami i ideałami które znaleźć można w książkach francuskich, czy niemieckich teoretyków. Złośliwy zadałby pytanie czy naiwność "nowolewicowych środowisk" nie czyni ich najbardziej podatną glebą w procesie geopolitycznej neokolonizacji, która przecież musi odbywać się na wielu poziomach w dzisiejszym "nomadycznym" świecie. To dalekosiężne zerkanie na odległy Bliski Wschód, uciskane przez białych kraje arabskie, terroryzm ma oczywiście głęboki sens, ale tylko wtedy gdy zachowany jest podstawowy warunek - gdy jest jakieś "my", z którego możemy mówić. Jak pisał niedawno Pierre Manent, strojem naszego świata pozostaje państwo narodowe, jeśli pozwolimy stoczyć mu się w niebyt inne problemy przestaną dla nas istnieć. W każdym razie kiedy stoję tutaj, w Warszawie na lewym brzegu Wisły nie widzę ani krztyny polskiego interesu w wynurzeniach Macieja Gduli. Ale czy Polska w ogóle ich obchodzi?

Tomasz Rowiński (ur. 1981) jest historykiem idei, doktorantem ISNS UW redaktorem dwumiesięcznika „Christianitas” i pracownikiem Centrum Myśli Jana Pawła II.

Pismo na rzecz ortodoksji

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka