Christianitas Christianitas
272
BLOG

Tomasz Rowiński: Mapa (z) Księżyca

Christianitas Christianitas Rozmaitości Obserwuj notkę 1
Redakcja "Więzi" piórem Zbigniewa Nosowskiego podjęła próbę nowego mapowania polskiego katolicyzmu. Takie próby wymagają komentarza lub choćby odniesienia się. Oto kilka uwag nasuwających się po lekturze całego numeru (obejmuje on oprócz tekstu redaktora Nosowskiego także zbiór komentarzy na jego temat).

I.

Pierwsze wrażenie nie jest sprawą nieistotną. Rzut oka na okładkę może w czytelniku wzbudzić konfuzję. Oto listę komentatorów sytuacji polskiego katolicyzmu otwiera były dominikanin Tadeusz Bartoś, niedaleko za nim kroczy były jezuita Stanisław Obirek, a także Adam Szostkiewicz znany religijny publicysta "Polityki". Owszem religijny, ale nie katolicki, jak sam zaznacza to na wstępie. Czy byli księża i "religijni wolni strzelcy" są właśnie tymi, którzy najlepiej rozpoznają, gdzie płyną życiowe soki Kościoła w Polsce, czy faktycznie oni rozpoznają to co zasadnicze dla samej wspólnoty katolickiej? Można mieć wątpliwości. Tak oto powstaje wrażenie przewagi tej niezwyklej "frakcji" niewierzących jako zasadniczego głosu "o Kościele". Jeśli do tego dodamy ks. Adama Bonieckiego, którego osobiście można darzyć sympatią, ale którego "Tygodnik" co i raz przyklaskuje tezom wątpliwe czy katolickim, to zwierciadło się wykrzywia
(chociaż po przejęciu przez ITI oblicze Tygodnika Powszechnego zaczęło się nieco pluralizować). Postępowe skrzydło powiększa się jeszcze o takich autorów jak Jarosław Makowski, Szymon Hołownia i Sebastian Duda, których teksty nie wnoszą wiele do dyskusji. Czy to całość polskiego katolicyzmu? Pewnie reprezentantem Radia Maryja ma być Jan Maria Jackowski choć z jego tekstu trudno to wyczytać. Jako dodatek możemy przeczytać teksty Tomasza Terlikowskiego i ks. prof. Waldemara Chrostowskiego, o których przyjdzie mówić później. Jak powiedziałem pierwsze wrażenie nie jest sprawą nieistotną - oto otrzymujemy mapę polskiego katolicyzmu jeszcze zanim przyjdzie nam zapoznać się z daniem głównym. Obraz to dziwny. Takie nieprzyjemne efekty powstają niestety czasem wbrew intencjom redaktorów. Szkoda że nie udało się zachęcić do napisania komentarzy szerszego spektrum autorów. Jeśli dobrze rozumiem intencje "Więzi", próbą obrazowania polskiego katolicyzmu jest raczej tekst Zbigniewa Nosowskiego, a nie postępująca za nim ankieta. Skład osobowy autorów komentarzy może także wskazywać na niedoskonałości tak ważnej dla Redakcji idei dialogu, czy też efekty jej praktykowania. Czasem warto powstrzymać się od publikowania określonego dzieła jeśli jego obraz jest wyraźnie niepełny i może wywołać nieoczekiwane wrażenia. Chyba, że chodzi o to by zaistnieć, błysnąć, ogrzać się ciepłem innych.


II.

Sam tekst redaktora Nosowskiego powstał dużym nakładem sił i widać w nim chęć zniuansowania rzeczywistości, obronienia się przed krytyką. Choć nie wiadomo dlaczego posługując się wieloma fragmentami wypowiedzi różnych publicystów nie podaje źródeł tych kryptocytatów. Widać w nim wysiłek sprostania rzeczywistości naszego świata. A jednak jest to wysiłek daremny. Głównie dlatego, że kategorie mające być osią diagnozy nie spełniają swojego zadania. Zdaje się, że zatrzymały się one w roku 1989 i ciągle z tej perspektywy starają się diagnozować nasze obecne doświadczenie. Być może jednak, jak zauważył w swojej polemice ks. Chrostowski, znacznie ważniejsze są inne daty naszej historii - 1978, 1981, 2005. Szczególnie należałoby skupić się na tej ostatniej. To rok śmierci papieża Jana Pawła II i wyboru na Stolicę Piotrową Benedykta XVI, które to wydarzenia wielu dały możliwość wejścia w dorosłość swojej wiary, ponieważ nowy papież zmienił ich obraz świata i katolicyzmu stawiając wiele jego aspektów w bardziej uniwersalnym świetle. Także zarysowując granicę pomiędzy humanizmem świeckim, a wiarą katolicką. Można też do tego dorzucić doświadczenie zmiany politycznej, która odbiła się bardzo szerokim echem wśród młodej inteligencji i to niezależnie od jej późniejszych wyborów czy wcześniejszych środowiskowych genealogii. Mówiąc nieco żartobliwie wszyscyśmy czytali wtedy "Wprowadzenie do chrześcijaństwa" Josefa Ratzingera i "Demokrację peryferii" Zdzisława Krasnodębskiego. Wypadałoby uwzględnić tę zmianę, która silnie odcisnęła się na polskim Kościele aktualizując procesy, nie zawsze zauważalne, które zachodziły od roku 1989. Dlatego też mapa Zbigniewa Nosowskiego wydaje się już dziś archaiczna. Spójrzmy na jakiś przykład.

III.

Słabość "punktów węzłowych" artykułu Nosowskiego chciałbym rozpatrzeć na jednym przykładzie, a mianowicie wolności. Czytamy, że są tacy dla których wolność to herezja. Dla kogo? I jeszcze bardziej: w jakim sensie. Czy społecznym? Trudno takich znaleźć. Teologicznym? Czy naszą wolnością nie jest wszczepienie w jedno Credo in unum Deum? Rozważania Nosowskiego narzucają nam perspektywę socjologiczną. Pomijam więc kwestię teologiczną i skupiam się nad problemem wolności "nieograniczonych możliwości wyborów ideowych". Śmiem twierdzić, że nikt nie neguje takiej wolności. Wszyscy z niej korzystamy! Żyjemy w wolności, oddychamy wolnością - publikujemy, działamy. Wszyscy wolności pragniemy, czy jesteśmy prawicowcami czy lewicą, wszyscy mamy na ustach wolność. To samo dotyczy środowisk katolickich. Jeśli uznamy, że stosunek do wolności jest jednym z najistotniejszych wymiarów różnicujących polskich katolików to stajemy w szczerym polu nawet bez złamanej motyki. Diagnoza wolnościowa mogła mieć swoje znaczenie być może w czasach PRL, może w pierwszych latach III RP (nie chcę się wypowiadać, ponieważ to "nie moje czasy"), ale dziś? Wszyscy żyjemy z wolności, można by powiedzieć.

IV.

Wolność stawia nas jednak wobec pewnych trudności, na które autor "Polskich katolicyzmów" nie zwraca uwagi. Gdy dziś mówi się o wolności tak naprawdę często mówi się o różnych formach uprawnień i w ten sposób zupełnie miesza się znaczenie i sens tej kategorii. Być może w ogóle pojęcie wolności, tak jak ją rozumiemy i próbujemy rekonstruować, jest zbiorem sprzeczności, raczej sloganem opróżnionym z treści, cywilizacyjnym wytrychem. Natomiast język uprawnień pojawił się w naszej kulturze w chwili, gdy Hobbes ogłosił przekazanie wolności jednostkowej w ręce suwerena, czyli gdy wolność została zbyta. Dziś właśnie coraz silniej postrzegamy narastanie tej nowożytnej sprzeczności, która zawarta jest w "wolności". Intuicyjnie zauważamy, że wolność to co innego niż poszerzanie uprawnień. Narzędzie Nosowskiego po raz wtóry staje się nieużyteczne. W ostatnich dwóch dekadach roszczenia dotyczące uprawnień w rzeczywistości stają przeciwko wolności - wolności osobistej czy religijnej. Wystarczy zwrócić uwagę na procesy zachodzące poza Polską. Logika wolności rozumianej jako uprawnienia prowadzi do takich porządków prawnych, w których braknie miejsca na chrześcijaństwo, przynajmniej w jej katolickim, integralnym wymiarze. Oto nagle okazuje się, że nie chodzi o wolność, ale o nasze być albo nie być. To samo dotyczy kryzysu, pluralizmu etc. Jeśli chcemy wybrnąć z aporii nowoczesnej wolności nie powinniśmy raczej segregować i stawiać wedle takiej wolności jednych po stronie światłości a drugich w polu mroku. Należałoby raczej zapytać jakie wizje ładu politycznego czy społecznego chcielibyśmy realizować, czy zależy nam na chronieniu określonych dóbr. Jeśli tak, to wymagane od nas będzie nie tylko osobiste świadectwo, ale też postawa społeczna i polityczna wobec określonych propozycji ustaw etc. Takie zarysowanie spraw (trudności związane z wolnością można by mnożyć) pozwala dostrzec, że zestaw kwestii spornych we współczesnym katolicyzmie jest odmienny od tego jaki znajdujemy w tekście Nosowskiego, który używa bardzo nieprecyzyjnych narzędzi. Wniosek jest wiec taki - nie chodzi wcale o kwestie społeczne, a teologiczne - są one pochodną głębszego wymiaru, którego nie znajdziemy w "Polskich katolicyzmach".

IV.

Spór dotyczy samego wyznania wiary w Kościół, jego zbawczą misję, a wreszcie o Jezusa. Chodzi o Credo in unum Deum. Znacznie bardziej, niż katalogi pojęć proponowane przez redaktora Nosowskiego, "diagnozotwórczym" wydaje mi się wydarzenie jakim stała się apostazja prof. Węcławskiego/Polaka. Dotyczyła ona samego serca wiary wybitnego teologa i kapłana. Ta mapa odtwarza się w sercach polskiej młodzieży, która przygotowuje się do bierzmowania, w sercach polskiej inteligencji katolickiej (ale przecież nie tylko!), która stoi wobec wyzwania publicznego świadczenia o wierze, w sercach katolików wahających się czy przystąpić do Ołtarza Bożego, czy w ogóle wstać od telewizora i spełnić niedzielny obowiązek. Nie mówmy o wolności, pluralizmie, soborze - jeśli nie mówimy o Bogu. Mądre terminy zbyt zasłaniają istotne problemy zagrażającego nam "zmierzchu", post-chrześcijańskiej korozji. Zbyt łatwo własną słabość nazywamy środkami ubogimi, swoją niewiarę dialogiem etc. Jeśli mapujemy katolicyzm odnośmy się do jego istoty. Nosowski nic o tym nie mówi, podobnie jak nic nie wspomina o tym, że katolicyzm ma swoje granice, a są one jednym z najważniejszych "mapowych" znaków. Dlatego potrzebna jest mapa uwzględniająca świat jaki ujawnił się nam A.D. 2005 dzięki papieżowi Benedyktowi. Mapa dla zagubionych katolików, którzy wikłają się w pełne aporii slogany współczesności, a nie potrafią odróżnić ortodoksji od błędu, wiary od nie wiary. Benedykt potrafił dać to czego tekst Nosowskiego dać nie potrafi - osobny język, którym katolicy mogą mówić o sobie, dzięki któremu się odróżniają i potrafią mówić o sprawach dla nich ważnych. Język staje się sprawdzianem przynależności - dlatego przykład prof. Polaka, choć skrajny - jest wymowny i wskazuje na inne przypadki - odejść, porzucania Kościoła, jawnego głoszenia tez niezgodnych z fundamentami wiary.

Post scriptum

Najciekawszymi tekstami numeru "Więzi" o "polskich katolicyzmach" wydają się wypowiedzi Tadeusza Bartosia, ks. prof. Waldemara Chrostowskiego i Tomasza Terlikowskiego. Pierwszy z nich trafnie odsłania słabości metodologiczne tekstu Zbigniewa Nosowskiego. Faktycznie, skrytykowana
na początku przez naczelnego "Więzi" binarność różnych typologii, zostaje zastąpiona binarnością jedynie nieznacznie zakamuflowaną przez rozbicie dwóch typów zasadniczych na dodatkowe podtypy. Niezależnie zaś od twierdzeń Bartosia bardziej obrazowym i lepszym modelem byłyby zaproponowane przed laty przez Pawła Milcarka "archipelagi", z charakterystykami ich postaw ideowych i praktycznych. Ks. prof. Chrostowski trafnie zdiagnozował wartościowanie zawarte w zaproponowanych podziałach wskazując ich tendencyjność. Na obrazowym przykładzie postaci kardynała Stefana Wyszyńskiego i kardynała Karola Wojtyły odsłonił nieadekwatność tego wartościowania z ocenami jakie wynikają z faktycznych zasług obu duchownych dla Kościoła. Dodatkowo warta odnotowania jest pewna uwaga metodologiczna: jeden ze zdefiniowanych typów Zbigniewa Nosowskiego wykazuje niesymetryczność i doskonale może dotyczyć zarówno Chrostowskiego, jak i Nosowskiego, a przecież różnice pomiędzy oboma Panami są dobrze znane. Wydaje się że logika typów idealnych, pewnej konstrukcji intelektualnej, zawiodła. Otrzymaliśmy raczej album z karykaturami, swego rodzaju krzywe zwierciadło, które prawdopodobnie odbija wyobrażenia o Kościele autora "Polskich katolicyzmów". Tekst Tomasza Terlikowskiego wart jest uwagi ponieważ "odbija" się od narracji redakcyjnej i proponuje swoją, dość prostą, ale jak się zdaje bardziej trafną - na pewno lepiej ujmującą sprawy z perspektywy doktryny katolickiej. Jego zdaniem linia sporów przebiega dziś wedle linii: rozumienie misyjności Kościoła - rozumienie spuścizny Vaticanum Secundum.

Wygląda na to, że trzeba nam czekać lepszych kartografów...

Tomasz Rowiński (ur. 1981) jest historykiem idei, doktorantem ISNS UW redaktorem kwartalnika „Christianitas” i pracownikiem Centrum Myśli Jana Pawła II,a także publicystą Tygodnika Idziemy i Kwartalnika literackiego "Wyspa".

Pismo na rzecz ortodoksji

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości