Christianitas Christianitas
107
BLOG

Rowiński: "Pokazaliśmy, że nikt oprócz nas się nie liczy”

Christianitas Christianitas Polityka Obserwuj notkę 19

W ostatnią niedzielę moja żona z córeczką oglądały “Solidarnych 2010″, w tym czasie pracowałem na jakimś artykułem i tylko jednym uchem docierało do mnie to co mówili, w pierwszych dniach po katastrofie w Smoleńsku, ludzie zgromadzeni na Krakowskim Przedmieściu. Sam oglądałem film w internecie, gdy tylko się tam pojawił, ale teraz po paru miesiącach niektóre fragmenty wciąż robiły na mnie wrażenie. Co więcej z pewnym zdumieniem odkrywałem zapomniane już emocje i  nastroje tamtych dni.

Ta wybiórcza relektura filmu Ewy Stankiewicz nasunęła mi jednak pewną myśl. Co dzisiaj zaproponować może tej rzeszy ludzi dobrej woli, o patriotycznym nastawieniu, jakie wielu z nas oglądało na ekranach telewizorów i monitorów, Jarosław Kaczyński i jego ludzie. Powiem więcej, co może zaproponować wielu osobom, które znam, dla których Smoleńsk był i jest sprawą państwową i narodową, co może zaproponować także mnie mnie. Ciągle dźwięczą mi w uszach słowa europosła Marka Migalskiego, który nie tak dawno bez zażenowania stwierdził w rozmowie z RMF: jako PiS “pokazaliśmy, że nikt oprócz nas się nie liczy”. Pewnie można powiązać te słowa z wcześniejszymi, kiedy namawiał pozostałych kandydatów prawicy do rezygnacji z kandydowania na urząd prezydenta, a co zdarzyło mi się komentować. Skoro jednak “oprócz nas nic się nie liczy” to po co było namawiać innych do rezygnacji, w momencie kiedy dla każdego świadomego polityka czy komentatora, oczywista musiała być różnica poglądów pomiędzy różnymi politykami przyznającymi się do prawicy (lub pozostającymi w opozycji do Bronisława Komorowskiego). Wydawać by się mogło – próżny wysiłek.  Dziś widać, że chodziło o zniwelowanie tychże różnic i zbudowanie frontu antyplatformerskiego opartego na specyficznym sentymencie “Polski smoleńskiej”. Wycofanie się takich kandydatów, jak Marek Jurek byłoby faktycznym sukcesem Migalskiego – utwierdzałoby znaczą część wyborców, że faktycznie powinni porzucić te aspekty swoich poglądów, które odróżniają ich od strategii PiS-u. Skoro nawet ich kandydaci nie widza sensu by się odróżnić. Jak się okazało tych różniących się jest całkiem sporo.

To co zamierzał Migalski i w sumie cały PiS, nie udało się. Rozdźwięk pomiędzy realną liczbą wyborców Jarosława Kaczyńskiego w pierwszej turze, a odpowiednią liczbą w turze drugiej, nawet niewprawnemu oku pokazuje, że dla, bodaj 1,5 miliona wyborców jest on kandydatem “drugiego wyboru”. W tym kontekście mówienie o tym, że “nikt oprócz nas się nie liczy”, ma nieco z posmaku pyrrusowego zwycięstwa i przechwałek Stefka Burczymuchy. Dorzucić należy jeszcze tę grupę wyborców, którzy mimo zastrzeżeń do Jarosława Kaczyńskiego wybrali go już w pierwszej turze ulegając obawom, że Bronisław Komorowski wygra już w pierwszej turze.

Pod koniec kwietnia Marek Migalski mówił w RMF: “przegrana Jarosława Kaczyńskiego nie będzie końcem mitu Lecha”. Tego nie wiemy – niektórzy z parlamentarzystów PO dokładają wszelkich starań by ten koniec jednak nastąpił. Sądzę, że wtedy Migalskiemu chodziło o coś innego. Jest niemal oczywistością, że dla polityków PiS-u “mit Lecha” to potęga tej partii. Trzeba by słowa Migalskiego przeczytać raczej “przegrana Jarosława Kaczyńskiego nie będzie końcem Prawa i Sprawiedliwości”. Jednak dziś trzeba czytać wypowiedź o “micie Lecha” literalnie, bowiem Jarosław Kaczyński nie uniósł potęgi mitu swojego brata o czym świadczy ta “reszta odłączonych” w liczbie 1,5 miliona, którym ani Migalski, ani nikt inny nie ma nic do zaproponowania poza zaklinaniem rzeczywistości przy pomocy powtarzanego zaklęcia: “nikt oprócz nas się nie liczy”. W taki sposób nie może powstać silny patriotyczny obóz oparty na pozytywnym programie. Podejrzewam, że pokażą to najbliższe wybory, których struktura będzie zupełnie odmienna od prezydenckich.

Już dziś jednak strategia się zmienia. Prezes Kaczyński zamierza przede wszystkim zaszachować PO siłą spokoju (kto pierwszy wymyślił to hasło, czy ktoś pamięta?). W poniedziałkowym wydaniu Rzeczpospolitej znalazł się wywiad z Jarosławem Kaczyńskim (wymaga on osobnej notki i omówienia kilku jego punktów), w którym stara się on w prosty sposób postawić PO tam gdzie “kiedyś stała” PiS, czyli wśród furiatów. Nie można temu odmówić pewnej słuszności, ale równocześnie, czy jest to program polityczny dla polski? Stawiać poza “obozem patriotycznym” całą Platformę, a włączać do niego kuchennymi drzwiami SLD? Nie tędy chyba droga do powstrzymania tego “rozłamu dzielnicowego”, jaki przebiega dziś w poprzek polskich rodzin, wsi i miast.

Warto powiedzieć jeszcze jedną rzecz. W czasie kampanii spotykałem się z zapewnieniami, że europosła Marka Migalskiego nie należy traktować zbyt poważnie, bo kim on w końcu jest. Jednak nie bardzo chciałem wierzyć tym zapewnieniom. Nikt “wyżej postawiony” nie dementował jego wypowiedzi, choćby tych na na salonie24. Teraz dobrze widać, że Migalski powoli przenosi się z salonu24 do RMF – medium o nieporównywalnie większej słuchalności. Jedna z ostatnich niezdementowanych wypowiedzi (“ja, Kluzik-Rostkowska, Poncyliusz i Bielan zrobiliśmy dobry wynik i teraz już nie zejdziemy z pierwszej linii partii”) wskazuje, że albo Migalski nigdy nie był “nic nie znaczącym” europarlamentarzystą, albo jego “nieznaczące” wypowiedzi wprowadziły go na wewnątrzpartyjną ścieżkę kariery. W znacznej mierze na jedno wychodzi – wymowa jego wypowiedzi się nie zmieniła.

Tomasz Rowiński- (1981) historyk idei, redaktor Christianitas

źródło: pismo.christianitas.pl

Pismo na rzecz ortodoksji

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka